Udało się nam zadać kilka szybkich pytań Antistatic Family, której prace można było zobaczyć w CSW w Toruniu i na tegorocznym Mapping Festivalu w Genewie. Na pytania odpowiada współzałożyciel kolektywu, VJ, Michał Mierzwa.
Od kiedy działa Antistatic Family i jak przebiegała Wasza droga z klubu do galerii?
Zadebiutowaliśmy jako grupa z szalonym projektem w Cafe Mięsna w Poznaniu. Był rok 2006 i Antistatic Family tworzyłem wtedy z Szymonem Stemplewskim i Marceliną Wellmer - VJ Morrą. Każde z nas miało już wtedy doświadczenia w kręgu sztuki i VJ-ing był dla nas zawsze jedną z jej postaci. Myśleliśmy nie tylko o formie, ale również o eksperymencie z różnymi typami mediów analogowych i cyfrowych, bawiliśmy się semiotyką, znaczeniem obrazu. To nam zostało do dzisiaj. Oprócz wizualizacji, VJ Morra zajmuje się malarstwem i instalacjami video. Ja zajmuję się animacją, motion graphics i projektowaniem graficznym, jednak są to dziedziny, które również można traktować jako pole eksperymentu, zastanowienia się nad obrazem, jego przekazem. Myślę, że to podejście trzymało nas zawsze blisko galerii. W klubie odbiór wizualizacji jest zakłócony, bo nie są powodem dla którego ludzie przychodzą do klubu. Budowanie setów audiowizualnych przeznaczonych dla widowni skupionej od początku do końca na każdym elemencie, to duża trudność i odpowiedzialność, ale i ogromna satysfakcja.
Opisz w kilku słowach projekt z CSW wToruniu? Jak to się stało, że Antistatic Family zostało zaproszone do zaprezentowania tam swoich prac?
Dla CSW w Toruniu stworzyłem dwa live acty. Za zaproszeniami do obu projektów stoi postać Krzysztofa Białowicza, kuratora w CSW, z którym świetnie się zgadzamy w kwestii potencjału tworzenia wizualizacji w czasie rzeczywistym do muzyki na żywo. Obaj również zdajemy sobie sprawę z potrzeby promocji tego zjawiska, oraz z faktu, że jeśli umożliwi się wizualizacjom dotarcie do skupionego odbiorcy, to mają szanse powstać bardzo silne widowiska.
Pierwszy projekt stworzyłem wraz z An On Bast dla festiwalu plakatu i typografii Plaster, w związku z czym motywem przewodnim była typografia. Drugi powstał wraz z Piotrem Bejnarem dla festiwalu Pole Widzenia / Pole Słyszenia i ze względu na obchody Roku Chopinowskiego, punktem wyjścia była muzyka właśnie tego kompozytora. Wyszliśmy z Piotrem od idei polskiego krajobrazu, który najbardziej kojarzył nam się z muzyką Chopina. To był jednak tylko punkt wyjścia, bo finalnie krajobraz stał się dużo bardziej graficzny i przyjął nazwę "Graphical Landscapes".
Gdzie wolisz występować - w klubie czy galerii? Co różni te dwa miejsca w odbiorze VJ-ingu i w Twoich przygotowaniach do występu?
To dwie zupełnie odmienne sytuacje i nie da się odpowiedzieć jednoznacznie. W klubie obraz jest zepchnięty na dalszy plan, jednak samo tworzenie wizualizacji na żywo w klubie to dobra zabawa i fajne doświadczenie kontaktu z rozbawionym tłumem. Świetna jest również improwizacja - dłubanie w tonach klipów, żeby wstrzelić się w klimat i tempo muzyki z tym właściwym. Występ w galerii to miesiące przygotowań, ograniczenie improwizacji do minimum, próby z muzykiem, jednak spora presja i brak miejsca na błędy.
Czy VJ-ing jest dla Ciebie etapem przejściowym w rozwoju? Czy traktujesz go jako formę artystyczną?
Dla mnie VJ-ing jest po prostu częścią całej mojej działalności jako artysty wizualnego. Jest jednym z mediów, w których się poruszam. Przyznaję, że bardzo ważnym i myślę, że tak pozostanie. Wizualizacje do muzyki to niekończące się źródło doświadczeń.
Antistatic Family działa od kilku lat w Polsce i zagranicą - czy widzicie zmiany w świecie VJ-ingu? W którą stronę idzie i czy ma dla Ciebie status sztuki?
Zmiany widać cały czas. Kiedy zaczynałem w roku 2004, VJ-ów była garstka, środki były ograniczone i miało to atmosferę bezkrytycznych poszukiwań, wszystkie chwyty były dozwolone, bo wiadomo było, że ta dziedzina dopiero startuje. Na przestrzeni lat bardzo rozwinęły się możliwości i dostęp do nich. Ten dostęp do sprzętu i bardzo prostego w obsłudze oprogramowania doprowadził do bardzo niedobrej sytuacji, a mianowicie do tego, że wizualizacjami zajmować się może każdy, również ten, kto o budowie obrazu, szacunku do obrazu, przekazu czy typografii nie wie nic. Co gorsze, odbiorcy w dużej mierze nie potrafią weryfikować jakości wizualizacji, bo zwyczajnie zobojętnieli przez ciągły kontakt z przypadkowymi wizualizacjami do przypadkowej muzyki. Bardzo często kluby, czy festiwale zatrudniają ekipę od nagłośnienia i świateł, która również ma w ofercie wizualizacje. Wtedy autorem obrazów i osobą, która je emituje jest na przykład człowiek sterujący światłami i laserami. Może to robić każdy i każdy to robi, często w sposób nieprzemyślany, stąd u mnie głód zamkniętych, dopracowanych od A do Z live actów. To czy wizualizacje mają status sztuki czy nie, zależy od jej twórcy. Jeśli są tworzone mechanicznie, bo organizator wie, że coś tam powinno mrygać, to ze sztuką nie ma nic wspólnego. Wizualizacje tworzone przez artystę wizualnego posiadającego pomysł na to co robi to sztuka.
DZIĘKUJĘ!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz